sobota, 21 czerwca 2014

Droga jest prosta

Grace. Dwudziestoletnia dziewczyna. Po kilkuletniej przerwie, w styczniu wróciła do szkoły. Zaczęła 10 klasę. Szkołę musiała przerwać ze względu na ciążę. Jej córeczka - Maureen ma obecnie 3 latka. Grace sama wychowuje dziecko.
Mieszka z mamą, swoją córką i dwiema córkami swojej siostry, która zmarła w tym roku w Wielki Piątek. Chorowała na gruźlicę.

Od ponad miesiąca Grace ma problem ze zdrowiem. Ból gardła, powiększone węzły chłonne. Doraźne leczenie nie przynosi efektów. Coraz więcej osób powtarza jej, że ktoś rzucił na nią czar. Te wierzenia nadal są tutaj bardzo powszechne. Również Grace w to uwierzyła.

Postanowiłyśmy z Siostrą pomóc jej wybrnąć z tej sytuacji. Zależy nam na jej zdrowiu, ale też na tym, żeby uwierzyła, że to jest choroba, nie czary.
Jedziemy do szpitala. Dzięki temu, że Siostra i ja jesteśmy białe (niestety nadal tak to tutaj działa) udaje się w miarę szybko założyć kartę pacjenta.
Siostra zostawia nas w szpitalu. We dwie przemierzamy ścieżki szpitala i odwiedzamy różne pokoje. Najpierw obserwacja przez lekarza, potem skierowanie na prześwietlenie klatki piersiowej.  Znów obserwacja i diagnoza. To jest gruźlica. Lekarz kieruje nas do miejsca, gdzie pielęgniarka wypisuje etapy kuracji.  Na koniec powtarza mi jeszcze jedno zdanie:
- "Jest to wyleczalna choroba, ale musisz być pewna, że dziewczyna systematycznie będzie brała leki."

Przed wypisaniem kuracji jeszcze jeden test. HIV.
- "Musimy wiedzieć, czy Grace nie jest zarażona wirusem HIV."  - mówi pielęgniarka.
Pytam, czy uda to się zrobić dzisiaj. Dostaję odpowiedź, że wszystko będzie zrobione w szpitalu jeszcze dzisiaj. Musimy tylko przejść do budynku obok.
Grace prosi mnie, żebym weszła z nią do gabinetu. Kobieta, która pełni  rolę pielęgniarki i psychologa przedstawia się nam i pyta w jakim języku powinna mówić. Ja trochę rozumiem bemba, a Grace trochę rozumie angielski. Poprosiłyśmy więc o mix językowy. Tutaj sprawdza sie to najlepiej.

Pielęgniarka kieruje kilka pytań do Grace:
- "Czy wiesz, czym jest wirus HIV?"
- "Czy wiesz w jaki sposób można się nim zarazić?"
- "Co zrobisz, gdy wynik będzie pozytywny?"
- "Czy masz chłopaka?"
-"Czy jesteś gotowa na przeprowadzenie badania?"
Grace spokojnie odpowiada na pytania. Ostatecznie potwierdza gotowość.
Pielęgniarka wyjmuje malutki prostokątny test i sterylnie zamkniętą igłę. Zakłada rękawiczki i prosi Grace o jeden palec. Grace odwraca głowę i zamyka oczy. Igła delikatnie przekłuwa naskórek. Na palcu pojawia się kropelka ciemno czerwonej, gęstej krwi.Pielęgniarka przenosi ją na test. Czas zatrzymał się w miejscu. Serce Grace i moje zaczęło mocniej bić. Oczekiwanie na wyrok... Po kilku sekundach pojawa się wynik.  Jedna kreska. Wynik negatywny. Grace nie jest zarażona wirusem HIV. Spoglądamy na siebie, uśmiechamy się. Pilęgniarka również uśmiecha się do nas i zwraca się do Grace: 
- "Oby tak dalej."

Odbieramy wyniki i wracamy do poprzedniego miejsca.
Teraz kuracja zwalczająca gruźlicę. Będzie ona trwała 6 miesięcy. Przez pierwsze dwa miesiące, każdego dnia 3 tabletki. Potem kolejna wizyta u lekarza i następny etap leczenia. Jeżeli Grace będzie restrykcyjnie przestrzegać zaleceń lekarza, wyzdrowieje.

-"To nie czary!! Jesteś chora, zaraziła Cię Twoja siostra. Ale Ty masz duże szanse na pokonanie tej choroby." - powtarzam przed rozstaniem.

Droga jest prosta, ale jak z niej zboczysz możesz zabłądzić...

środa, 4 czerwca 2014

kreatywnie, czy z supermarketu?

Od niedawna są moim wiernym kompanem. Chronią moje oczy przed tumanami kurzu i rażącym słońcem. Ciemne okulary. Zakładam je i wychodzę za bramkę. Przedzieram się przez ogromne ilości kurzu.

Na pierwszy plan wydostają się dzieci. Przemieszczają sie jak maleńkie elektrony w każdą stronę. Niektóre znalazły starą oponę i biegną z nią przed siebie. Co jakiś czas zatrzymują się, siadają na niej i odpoczywają. Po czym znów przemierzają wioskę turlając oponę.

Dalej idzie dwóch chłopców. Ciągną za sobą sznurki z kolorowymi ciężarówkami. Zrobili je samodzielnie ze znalezionych kartonów, nakrętek po napojach, gwoździ.

Autko z kartonu


Lalki z gliny wykonane przez te dzieczynki 

Przechodzę i rozmyślam o naszych, polskich dzieciach. Gdzie zgubiła się ich kreatywność i pomysłowość. Przykryta jest nadmiarem sklepowych zabawek, jak tumanem kurzu.
Urodziny, Imieniny, Dzień Dziecka, Gwiadka, Zajączek, Pierwsza Komunia, odwiedziny przyjaciół (...) Wszystkie te uroczystości skupiają sie na prezentach, przeróżnych zabawkach. Począwszy od lalek - wampirów, przez śmierdzące pacynki, aż po edukacyjne zestawy. Jedne bardzo kolorowe, inne w odstraszających barwach. Jedne z atestem, inne polecane przez Ministerstwo Oświaty.

Czy posiadanie ich sprawia, że dzieci są szczęśliwsze? Jedno jest pewne. W nadmiarze zaciemniają ich umysł. Sprawiają, że naturalna kreatywność, która jest w dziecku umiera.

Piłkę można zrobić z balona, starej włóczki i plastikowej torby...







środa, 7 maja 2014

Kwietniowy album

Niedziela Pamowa

Niedziela Palmowa połączyła trzy wspólnoty chrześcijańske. W jednym miejscu zebrali się członkowie Kościoła Katolickiego, Anglikańskiego i Zjednoczonego Kościoła Zambii (United Church of Zambia). Razem przeszliśmy ulicami Mansy.
Na koniec rozdzieliliśmy się i poszliśmy na najważniejszą dla nas część uroczystości - Mszę Św. (katolicy)

"Tłum zaś ogromny słał swe płaszcze na drodze,
a inni obcinali gałązki z drzew i słali nimi drogę." [Mt.21, 8]
"A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głosno:
Hosanna Synowi Dawida! (...) Hosanna na wysokościach!"  [Mt.21, 9]

Triduum Paschalne rozpoczęło się Mszą Św. podczas której wraz z całym Kościołem celebrowaliśmy ustanowienie Eucharystii. Tego dnia wspominaliśmy również zdradę Judasza i pojmanie Pana Jezusa. Po Mszy Św. (która się tego dnia nie skończyła, będzie trwała aż do Liturgii Wielkiej Soboty) trwaliśmy na Adoracji.
Na znak Ostatniej Wieczerzy wraz z naszą wspólnotą Sióstr zgromadziliśmy sie przy stole, żeby wspólnie świętować Ustanowienie Eucharystii.

Wielki Piątek

"Wtedy przyszedł Jezus z nimi do posiadłości zwanej Getsemani i rzekł do uczniów:
Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę i tam się pomodlę." [Mt.26, 36]

"Czyż się nie opamiętają wszyscy, którzy czynią nieprawość (...)" Ps14, 4

"A On sam dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki (...)" [J.19, 17]

"Jezus zaś mówił: Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią." Łk.23, 34

"Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego." Łk.23, 46

"Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie" [Mt.27, 59]

Podczas proklamowania Męki Pańskiej.
Po słowach: "oddał ducha" kobiety i mężczyźni zawodząc, na kolanach przechodzą wokół ołtarza.

Wielka Sobota

W godzinach południowych wchodzę do Kościoła. Przecieram oczy ze zdumienia.
- Panie Jezu zostałeś sam. - wypowiadam smutnym głosem
Klękam przed Najświętszym Sakramentem. Do moich oczu napływają łzy. Gdzie są Ci wszyscy ludzie. Wczoraj przyglądali się jak Cię krzyżowano, lamentowali podczas liturgii. Gdzie są teraz?
Po kilku chwilach do mojej głowy napływa myśl. Czyżby po śmierci, człowieka już nie było? Na pogrzebie głośny płacz i wylewanie łez. Na drugi dzień normalne życie.
- A gdzie ja jestem w tym wszystkim? Czy potrafię na Niego czekać, być przy Nim?   


Na początku wieczornej Liturgii Ksiądz błogosławi ogień.

Chrzest katechumenów. Polanie głowy na znak obmycia z grzechów.

Symboliczne nałożenie białej szaty.

W końcu zabrzmiało radosne ALLEUJA! Serce zabiło mocniej. Uśmiech pojawił sie na twarzy. Całe ciało zaczęło się kołysać w rytm radosnego Alleluja. 

Wizyta Matki Generalnej
Wkrótce po Świętach Wielkanocnych wspólnotę Sióstr Salezjanek odwiedziła Matka Generalna. Przybyła z Włoch, żeby zobaczyć jak funkcjonuje placówka misyjna w Mansie.

Welcome! Witamy w Mansie!!!

Dzieci z Oratorium przywitały Siostrę Lucy Rose radosnymi śpiewami :)

Tradycyjny taniec z elementami dramy w wykonaniu absolwentów naszej szkoły.

Przedszkolaki witają Siostrę Lucy.

Dziewczynka wręcza Siostrze prezent na kolanach. Jest to postawa wyrażająca szacunek.


Wizytacja Siostry Lucy Rose była bardzo udana. Zaprezentowaliśmy naszą placówkę najpiękniej jak potrafiliśmy. 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Niezapowiedziana

Pierwszy dzień Wielkiego Tygodnia. Wielki Poniedziałek. Przed południem otrzymujemy wiadomość, że zmarł jeden chłopiec z pobliskiej wioski. Uczeń naszej szkoły - "Don Bosco Primary School". Często przychodził również do oratorium.

Luckson miał anemię. W niedzielę bardzo źle się poczuł. Ktoś odwiózł go do kliniki, a potem do szpitala. Okazało się, że ma malarię. Organizm był za słaby. Natępnego ranka Lucky odszedł.

Wraz z nauczycielami i kilkoma chłopcami ze szkoły jadę do domu zmarłego. Na przyczepie mamy drewno, po drodzę nauczyciele kupują worek nshimy, olej i pomidory. Z drewnem jadę jeszcze trzy razy. Jest bardzo potrzebny do utrzymania ognia na zewnątrz domu. Tego dnia mężczyźni będą spali na zewnątrz.

Następnego dnia, we wtorek jest pogrzeb. Lucky był anglikaninem, więc nabożeństwo jest w domu. Jedziemy do domu pogrzebowego. Kilkanaście osób wsiada na przyczepę. Musimy pojechać po ciało do szpitala. Jadąc modlimy się z Gosią i z Siostrą na różańcu w intencji zmarłego.
Po 15 minutach dojeżdżamy na miejsce. Mężczyźni idą przygotować ciało i włożyć je do trumny. Kobiety zostają na zewnątrz, część siedzi i wylewa łzy po zmarłym, część tańczy i śpiewa.  Siadam razem z kobietami i przekładam paciorki różańca odmawiając kolejny różaniec...
Wracamy do domu z ciałem. Rozpaczliwy krzyk towarzyszy nam całą drogę.

Rozpoczyna się nabożeństwo. Ostatnie pożegnania, przemowy, ostatnie piosenki dla brata, kolegi, sąsiada. Wspólna modlitwa.


Nabożeństwo przed domem zmarłego.


Po ceremonii, jedziemy na cmentarz. Ktoś pokazuje, że już jesteśmy. Przez okno widzę tylko bujne zarośla. Nie przypomina to cmentarza. Wysiadamy. Mężczyźni biorą trumnę na ramiona. Podążamy za nimi przedzierając się przez dzikie chaszcze. Po drodze mijamy dwa spore kopce usypane z piachu. To groby.


Na cmentarzu...


Docieramy na miejsce. Jest już przygotowany dół. Po włożeniu trumny, kolejni młodzi mężczyźni łopatami go zakopują. Usypują duży kopiec. Kobiety wybierają wystające korzenie, uklepują ziemię. Kilka osób wtyka zerwane przed momentem kawałki zielonych gałęzi. Stajemy wokół grobu, łapiemy się za ręcę i modlimy się.


Ozdabianie grobu...



Modlitwa.


Prosto z cmentarza jedziemy jeszcze raz do domu zmarłego. Siadamy na podłoce i w skupieniu czuwamy wraz z najbliższymi jeszcze kilka minut.

Luckson - Lucky był chłopcem dość spokojnym. Miał 17 lat, ale z powodu niskiego wzrostu wyglądał na 14. Jego rodzice zmarli. Mieszkał z babcią. Nauka nie przychodziła mu z łatwością, dlatego mimo swojego wieku był dopiero w 7 klasie. Lucky często przychodził do naszego oratorium. Grał króla w naszym Bożonarodzeniowym przedstawieniu. Teraz jest już po drugiej stronie. Wierzę, że Pan Bóg przygotował dla niego miejsce.

"Śpieszczcie się kochać ludzi - tak szybko odchodzą."
ks. J. Twardowski

Lucky grał Króla podczas przedstawienia Bożonarodzeniowego.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Złudzenie

Nastolatka. W zeszłym roku skończyła klasę 7. Przychodzi do biura Siostry w szkole i mówi, że jest w ciąży.
- Czy po urodzeniu dziecka moge kontynuować naukę w szkole? -pyta dziewczyna
- Ale kto zajmie się dzieckiem? - pyta Siostra
- Oddam je mamie....
Siostra podejmuje decyzję.
- Nie, dziecko będzie Cię potrzebowało, to ty powinnaś się nim zająć. Jak podrośnie, wtedy wrócisz do szkoły...

Około 20-letnia dziewczyna. Na szyi ma medalik ze św. Marią Domenicą Mazzarello. Mówi, że chciałaby zostać Siostrą Salezjanką.
Po kilku miesiącach przychodzi do Siostry Przełożonej i mówi, że jest w ciąży. Zaczyna płakać. Siostra pyta się:
- Kim jest ten chłopak?
- To tylko kolega, spotkaliśmy się, rozmawialiśmy i stało się.
Siostra zadaje kolejne pytanie:
- Czy ty go kochasz?
- Nie, to tylko kolega. Ja go nie kocham. To tylko kolega...

Pięciu chłopaków. Przyjaciele. Przysięgli sobie, że nie będą współżyć z dziewczyną przed ślubem. Chcą poczekać, wziąć "biały ślub" w Kościele.
Po kilku latach ostał się tylko jeden. Pozostali mają już dzieci, jednak żaden nie ma żony...

Kazanie w kościele. Ksiądz mówi o pięknie małżeństwa i rodziny. Podsumowuje, że marzy mu się "biały ślub" w tej parafii. Jeszcze tu takiego nie było. Po błogosławieństwo przychodzą pary, które już wcześniej mieszkały ze sobą. Zazwyczaj mają już kilkoro dzieci. Niestety nie zawsze z jednym partnerem....

Idę ulicą. Widzę dzieci, całą masę dzieci. Jedne przemierzają drogę w chitendze na plecach u mamy. Inne przewiązane na plecach u swojego niewiele starszego rodzeństwa. Jeszcze inne biegają w towarzystwie przyjaciół. Często mają mniej niż 5 lat. Nikt się zbytnio nimi nie przejmuje, nie trzyma za rękę, nie zmienia mokrego i brudnego ubrania...

Takich historii jest tutaj mnóstwo. Ale czy oby na pewno tylko tutaj? W Afryce jest to bardziej jaskarawe, bo nie wkroczyła tu jeszcze, aż tak nachalna antykoncepca i aborcja. Oczywiście również jest stosowana, ale nie jest tak brutalnie promowana jak w Europie.

Pan Jezus przyszedł na świat w rodzinie, dlatego szatan boi się rodziny i chce ją zniszczyć. Robi wszystko, żeby rodzina nie istniała. Widać to w Europie, w Polsce, w dużych miastach i mniejszych wsiach. Widać to też w Afryce, zarówno w Lusace, jak i w małych wioskach w Mansie.

Często zastanawiam się, dlaczego tak trudna do wypromowania jest Nowa Kultura - kultura miłości, kultura wierności.

Czy miłość to tylko seks? Czy podstawowym celem człowieka jest kopulacja?
Połączenie cielesne jest najpiękniejszym aktem jakie Pan Bóg zarezerwował dla małżonków. Płodność, dzięki której kobieta i mężczyzna w łączności z Bogiem mogą powołać na świat nowego człowieka. Przecież to jest najpiękniejszy cud na świecie. Nie ma większego cudu niż poczęcie dziecka - powołanie na świat nowego życia. Życia, którego początkiem jest miłość.
Nawet Zmartwychwstanie jest następstwem poczęcia. Pan Jezus musiał się począć w łonie Maryi i narodzić, żeby potem Zmartwychwstać.


Jak przekazywać to piękno?
Nie wystarczy samo mówienie, potrzebny jest przykład. Potrzebni są świadkowie czystości przedmałżeńskiej, czystości w małżeństwie.
Przecież również Pan Jezus mówił o zbawieniu i zmartwychwstaniu. Jednak musiał zaświadczyć - musiał umrzeć i Zmartwychwstać.




sobota, 29 marca 2014

Mała Księżniczka

Każdego dnia rano przed drzwiami garażu gromadzi się całkiem spora grupka dzieci. Czekają aż otworzymy drzwi naszego "Uniwersytetu".

Jest poniedziałek. Wychodzę z domu. Przed drzwiami garażu spotykam jedną z naszych dziewczynek i Siostrę Martę. Siostra spogląda na mnie i mówi:
- Dotknij jej ubrania - zmieszana spoglądam na Siostrę.
- Dotknij - powtarza.
Dotykam bluzkę, spódnicę. Moje ręce odczuwają wilgoć. Ligia ma na sobie zupełnie mokrą bluzkę i spódnicę. Jest 7.30 i na zewnątrz czuć chłód.
- Co się stało? - pytam
Siostra tłumaczy, ze Ligia prała swoje rzeczy, bo były brudne... I nie zdążyły wyschnąć. Wszystko co ma w domu jest mokre...

Przypomina mi się piątek. Wraz z Gosią przypominałyśmy naszym dzieciakom, że każdego dnia muszą się przygotować do szkoły. Powinni uprać swoje ubranie, umyć się, uczesać włosy. (Dosyć często dzieciaki przychodziły niedomyte i w brudnych ubraniach.)
Ligia pamiętała naszą uwagę.

Po chwili milczenia Ligia rozpłakała się i powiedziała, że w domu nie ma mydła, więc prała ubrania tylko w wodzie...

Wymieniłyśmy się z Siostrą spojrzeniami i zdecydowałyśmy, że znajdziemy miejsce gdzie mogłaby się umyć. Szybko wyjęłam z szafy czystą bluzkę. Siostra udostępniła przedszkolne pomieszczenie z dostępem do wody. Ligia dostała mydło i wazelinę. Starannie umyła ciało i włosy. Ubrała czystą bluzkę, wyczesała włosy. Na koniec uprała swoje brudne ubranie.

Wyszła niczym nowo narodzona. Od razu zauważyłam iskierkę w oku i nieśmiale pojawiający się uśmiech. Kopciuszek sprzed 10 minut zamienił się w Księżniczkę.

jak dobrze być Księżniczką :)

środa, 19 marca 2014

Dotyk Nieba

Zielony płaszcz przeciwdeszczowy, kaptur na głowie. Aparat skrzętnie schowany w torebkę foliową. Wszędzie ogromne ilości wody. O płaszcz odbijają się duże krople. Niektóre wpadają między dziury rękawa i moczą całe ubranie. Jednak to nie jest deszcz spadający z chmury. Robię kilka kroków wstecz i pozostaje tylko delikatna mgiełka. Ta woda to wybijające krople  z wodopadu Wiktoria.

Stoję i z zadziwieniem wpatruję się w ogromne ilości spadającej wody. Za chwilę wchodzę w gąszcz kipiący żywą zielenią. Odgłosy rozbijającej się o kamienie wody wymieniają się z odgłosami ptaków, małp i innych żyjątek. Co chwilę słyszę też ludzkie głosy. Czasem jest to pozdrowienie i wymiana umiechów, innym razem zachwyt i głos, który wychwala Pana Boga - Stwórcę tego piękna. Twarze promieniują radością.

W pamięci karty aparatu próbuję zatrzymać te obrazy które widzą moje oczy. W sercu staram się zatrzymać tą radość i uczucie wdzięczności, które się budzi. Jednak minuty nieubłaganie mijają, a ja wiem, że już więcej tego samego nie doświadczę. Nawet jeżeli wrócę w to miejsce, będę widziała inaczej, słyszała inaczej, czuła inaczej...

W pewnym momencie, wpatrzona w przepaść nad którą wymalowała się różnobarwna tęcza zastanawiam się jak jest w Niebie. Mam wrażenie, że przez te kilka minut dane mi jest doświadczyć przedsionków Raju. 
W takich momentach jedyne co mogę robić to wielbić Pana Boga. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.



Jeden z Siedmiu Cudów Świata

Taką zieleń widziałam pierwszy raz w życiu



A w Niebie jest jeszcze piękniej :D

P.S. Wszędzie dostępne są informacje, że Wodospady Wiktorii to jeden z siedmiu cudów świata. Ale czy na pewno tylko siedmiu?  A piękno dzikich zwierząt, piękno palm i dojrzewających bananów, piękno różnokolowych kwiatów, piękno spotkania z drugim człowiekiem? Moje oczy patrzą na cuda, każdego dnia. Tylko czasami przyktyte są bielmem grzechu i nie widzą ich...