czwartek, 17 kwietnia 2014

Niezapowiedziana

Pierwszy dzień Wielkiego Tygodnia. Wielki Poniedziałek. Przed południem otrzymujemy wiadomość, że zmarł jeden chłopiec z pobliskiej wioski. Uczeń naszej szkoły - "Don Bosco Primary School". Często przychodził również do oratorium.

Luckson miał anemię. W niedzielę bardzo źle się poczuł. Ktoś odwiózł go do kliniki, a potem do szpitala. Okazało się, że ma malarię. Organizm był za słaby. Natępnego ranka Lucky odszedł.

Wraz z nauczycielami i kilkoma chłopcami ze szkoły jadę do domu zmarłego. Na przyczepie mamy drewno, po drodzę nauczyciele kupują worek nshimy, olej i pomidory. Z drewnem jadę jeszcze trzy razy. Jest bardzo potrzebny do utrzymania ognia na zewnątrz domu. Tego dnia mężczyźni będą spali na zewnątrz.

Następnego dnia, we wtorek jest pogrzeb. Lucky był anglikaninem, więc nabożeństwo jest w domu. Jedziemy do domu pogrzebowego. Kilkanaście osób wsiada na przyczepę. Musimy pojechać po ciało do szpitala. Jadąc modlimy się z Gosią i z Siostrą na różańcu w intencji zmarłego.
Po 15 minutach dojeżdżamy na miejsce. Mężczyźni idą przygotować ciało i włożyć je do trumny. Kobiety zostają na zewnątrz, część siedzi i wylewa łzy po zmarłym, część tańczy i śpiewa.  Siadam razem z kobietami i przekładam paciorki różańca odmawiając kolejny różaniec...
Wracamy do domu z ciałem. Rozpaczliwy krzyk towarzyszy nam całą drogę.

Rozpoczyna się nabożeństwo. Ostatnie pożegnania, przemowy, ostatnie piosenki dla brata, kolegi, sąsiada. Wspólna modlitwa.


Nabożeństwo przed domem zmarłego.


Po ceremonii, jedziemy na cmentarz. Ktoś pokazuje, że już jesteśmy. Przez okno widzę tylko bujne zarośla. Nie przypomina to cmentarza. Wysiadamy. Mężczyźni biorą trumnę na ramiona. Podążamy za nimi przedzierając się przez dzikie chaszcze. Po drodze mijamy dwa spore kopce usypane z piachu. To groby.


Na cmentarzu...


Docieramy na miejsce. Jest już przygotowany dół. Po włożeniu trumny, kolejni młodzi mężczyźni łopatami go zakopują. Usypują duży kopiec. Kobiety wybierają wystające korzenie, uklepują ziemię. Kilka osób wtyka zerwane przed momentem kawałki zielonych gałęzi. Stajemy wokół grobu, łapiemy się za ręcę i modlimy się.


Ozdabianie grobu...



Modlitwa.


Prosto z cmentarza jedziemy jeszcze raz do domu zmarłego. Siadamy na podłoce i w skupieniu czuwamy wraz z najbliższymi jeszcze kilka minut.

Luckson - Lucky był chłopcem dość spokojnym. Miał 17 lat, ale z powodu niskiego wzrostu wyglądał na 14. Jego rodzice zmarli. Mieszkał z babcią. Nauka nie przychodziła mu z łatwością, dlatego mimo swojego wieku był dopiero w 7 klasie. Lucky często przychodził do naszego oratorium. Grał króla w naszym Bożonarodzeniowym przedstawieniu. Teraz jest już po drugiej stronie. Wierzę, że Pan Bóg przygotował dla niego miejsce.

"Śpieszczcie się kochać ludzi - tak szybko odchodzą."
ks. J. Twardowski

Lucky grał Króla podczas przedstawienia Bożonarodzeniowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz